Prezes ZM Konarczak: Chcemy być równo traktowani

Martwi mnie, że rządzący zdają się nie dostrzegać problemów wynikających z nadużywania możliwości uboju zwierząt na użytek własny przez rolników - mówi serwisowi portalspozywczy.pl Józef Konarczak, prezes Zakładów Mięsnych Konarczak, oraz wiceprezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP.
POWIĄZANE TEMATY
Ekspert wskazuje, że w rozmowach na temat uboju na użytek własny często słyszy się, iż wszystko jest w porządku, bo podobne przepisy świetnie funkcjonują w innych krajach, m.in. Wielkiej Brytanii. - Mało kto zwraca uwagę, że aby w Polsce system działał właściwie, dla zainteresowanych przeprowadzaniem uboju gospodarczego konieczne byłoby wprowadzenie specjalistycznych procedur, w tym obowiązku etykietowania mięsa. Wtedy wszyscy uczestnicy rynku mięsa byliby równo traktowani. Obecnie rolnik ma prawo „produkować" mięso w garażu, podczas gdy legalnie działający zakład mięsny ma obowiązek spełniać wyśrubowane normy, które jak wszyscy wiemy - są bardzo kosztochłonne. Z kolei koszty w prosty sposób przekładają się na cenę finalnego produktu - podkreśla Józef Konarczak.
- Niepokojąca jest także polityka naszego rządu w obszarze wsparcia eksportu wieprzowiny. Przykładowo, stosunkowo niedawno podpisaliśmy umowę dotyczącą handlu mięsem między Polską a Chinami. Potem pojawił się nieszczęsny wirus ASF i eksport został wstrzymany, bo według zapisów w umowie taka sytuacja powoduje automatycznie trzyletnią blokadę. W związku z tym nasuwa mi się jedno pytanie - jak to się dzieje, że Hongkong i Wietnam stały się enklawą przez którą można obecnie sprzedawać wieprzowinę? Na wymienionych rynkach działają zwykli handlarze, nie bezpośredni odbiorcy polskiego mięsa, którzy płacili polskim firmom godziwe pieniądze. Dziwne jest, że nikt się tym tematem nie zajmuje - akcentuje prezes zakładów mięsnych z Pogorzeli.
Zdaniem szefa ZM Konarczak kwitowanie problemów branży mięsnej stwierdzeniem, że „mimo wszystko producenci wieprzowiny dobrze sobie radzą" jest dowodem arogancji rządzących. - Trzeba jednak przyznać, że winę za kryzys w sektorze mięsnym ponoszą również same zakłady, ponieważ nie potrafią się ze sobą dogadać i stworzyć wspólnej federacji. Być może część menadżerów ma inne zdanie na ten temat, ale jestem przekonany, że branża potrzebuje jednej silnej reprezentacji, która byłaby w stanie naprawdę skutecznie dbać o nasze interesy, m.in. poprzez dialog z ministrem rolnictwa i rozwoju wsi. Bez federacji nadal nie będziemy traktowani odpowiednio poważnie - ocenia Konarczak.


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
KOMENTARZE: (2)
Wypowiedz się! Twoja opinia jest ważna!
Zobacz wszystkie komentarze (2)