Ekspert: to średnie browary rozdają karty na rynku piwa w Polsce
Browary rzemieślnicze w Polsce będą rozwijały się organicznie. Średnie będą stopniowo rozpychać się na rynku, a ich dynamika rozwoju będzie najwyższa. Duże koncerny zostaną zaś przy masowej produkcji i tworzeniu innowacji lub pójdą na walkę z regionalnymi browarami wykupując je i wchłaniając – ocenia dla serwisu portalspozywczy.pl Dominik Stachowiak, partner w Grupie RiverWood.

Jego zdaniem prognozy części ekspertów, iż piwa regionalne zdobędą 20 procent udziałów w trwającym w stagnacji polskim rynku piwa lub staną się przynajmniej tak popularne jak w USA, gdzie mogą liczyć na 12 proc. rynku – mogą okazać się nietrafione.
- Małe browary raczej zadowolą się swoją niewielką częścią, a globalni gracze będą starali się zabezpieczyć swoją pozycję. Należy naświetlić jednak sprawę z nieco innej perspektywy. W walce o konsumentów coraz bardziej liczą się – a tendencja ta nie będzie zanikać - średnie browary, choćby Browary Lubelskie (Perła, Lubelskie), Browar Fortuna (Fortuna, Miłosław, Komes) czy Browar Namysłów (Namysłów, Zamkowe). I to właśnie one napsują krwi piwowarskim potęgom. Do takich wniosków prowadzą przede wszystkim kroki stawiane przez liderów polskiego rynku piwa - mówi serwisowi portalspozywczy.pl Dominik Stachowiak.
- Pierwszy z nich stanowił reakcję na mocne wejście kraftów. Boom na piwa rzemieślnicze rozpoczął się stosunkowo niedawno. Można tu mówić o ostatnich 4-5 latach, kiedy to na sklepowe półki zaczęły wchodzić złociste trunki w różnych wariacjach smakowych i dwukrotnie wyższych cenach od przeciętnego piwa. Regionalni producenci trafili w potrzeby specyficznej grupy docelowej przeznaczającej większą sumę pieniędzy na kupno „lepszego” trunku o niskiej zawartości alkoholu. Do grupy tej należeli nie tylko koneserzy i smakosze od lat poszukujący mniej oczywistych ofert, ale też hipsterzy, młodzi konformiści czy inne grupy podążające za trendami – dodaje.
Duzi idą śladem mniejszych
Dominik Stachowiak podkreśla, że za tym trendem podążyli również giganci polskiego rynku piwa, którzy błyskawicznie zareagowali na nową modę.
- Ze świadomością, że rynek jest już nasycony korporacyjnymi piwami i branża osiągnęła prawdopodobnie swój szczyt, wysiłki skierowano w stronę nadrabiania strat, jakie poczyniła aktywność małych i średnich producentów. Były to jednak działania skazane na porażkę – gigantom wypuszczającym stylizowane, niby-niszowe produkty brakowało autentyczności kraftu, który był główną kartą przetargową konkurencji. W drugim etapie tej walki o klienta szala przechyliła się zresztą znacznie na korzyść małych i średnich browarów, które sprytnie łączyły seryjną produkcję z autentycznością i lokalnością charakterystyczną dla kraftów – mówi.

Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.