IKEA: Ruszył proces ws. pracownika zwolnionego za wpis o LGBT
Przed krakowskim sądem ruszył w piątek proces przeciwko Katarzynie N., która kierowała działem personalnym w krakowskim sklepie IKEA. Prokuratura oskarża ją o dyskryminację ze względu na wyznanie pracownika zwolnionego po tym, jak na wewnętrznym forum firmy, zamieścił wpis krytykujący środowiska LGBT.

Proces karny został wszczęty przez prokuraturę z urzędu, po zapoznaniu się z doniesieniami medialnymi i po postępowaniu przygotowawczym, w którym zeznawał zwolniony pracownik - Janusz Komenda (wyraził zgodę na podawanie nazwiska - PAP).
Katarzyna N. nie przyznała się do winy. Jak mówiła pracownik miał prawo wyrazić swoją opinię, ale nie w sposób, który obraża innych, a IKEA jako pracodawca, ma obowiązek tworzenia bezpiecznego środowiska pracy, w którym nie dochodzi do dyskryminacji.
Dodała, że "Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii" nie był w IKEI w sposób szczególny świętowany, ale podobnie jak inne dni np. Praw Człowieka służył komunikacji z pracownikami na temat praw człowieka. W wewnętrznej sieci - stronie służącej do kontaktu z załogą pojawił się wtedy artykuł "Włączanie LGBT jest obowiązkiem każdego z nas". Janusz Komenda tego dnia po przyjściu do pracy wziął dzień urlopu na żądanie, a kolejnego dnia zamieścił swój komentarz pod artykułem.
Oskarżona wyjaśniła, że wpis pracownika zaczynał się od personalnego stanowiska, w którym homoseksualizm został określony słowem "dewiacja", a potem autor przywołał cytaty z Pisma Św. "To nie cytaty, tylko personalna opinia Janusza naruszała godność osób homoseksualnych i miała wpływ na nasze dalsze kroki" - mówiła oskarżona.
Dodała, że po wpisie do działu kadr zgłaszali się pracownicy sklepu, w tym także osoby o innej niż heteroseksualna orientacji, które czuły się zagrożone i pytały, czy firma zamierza coś z tym zrobić. Podkreśliła, że sama jest katoliczką i nie wyobraża sobie zwolnienia kogoś ze względu na wiarę. "Nie ma dla mnie równych i równiejszych. Każdy pracownik jest dla mnie tak samo ważny. Nie chodziło o cytaty z Pisma św." - zaznaczyła.
Katarzyna N. mówiła, że wbrew temu, na co wskazuje prokuratura w akcie oskarżenia, nikt nie prosił ani nie naciskał na pracownika, żeby zmienił albo usunął wpis, a ona sama poinformowała go podczas pierwszej rozmowy, że nie wie, co stanie się z wpisem, ale prawdopodobnie zostanie on usunięty przez administratora z działu IT. Ostatecznie tak się nie stało - wpis został.
Oskarżona podkreśliła, że decyzja o zwolnieniu pracownika została podjęta po konsultacjach z wieloma osobami oraz po wydaniu opinii w tej sprawie przez kancelarię prawną, która wskazała, że doszło do naruszenia przepisów kodeksu pracy. Dodała, że gdyby pracownik po pierwszej rozmowie zareagował, firma rozważała niewręczenie mu wypowiedzenia.
