Wielkie, święte oburzenie
Znowu Andrzej Gantner stawia mnie w pozycji obronnej - trudno taka praca. Tym razem powodem jest artykuł w „Dziennku - Gazecie Prawnej", poświęcony marżom w łańcuchu żywnościowym. Autorka (red Patrycja Otto) koncentruje się na marżach jedynie, a nie na innych elementach i okolicznościach ekonomiczno-operacyjnych funkcjonowania łańcuchów dostaw. Trudno taki wybór autorki i takie Jej prawo.
Spójrzmy na tekst z boku: wykorzystuje on publicznie prezentowane wyniki badań nad rzeczonymi łańcuchami, znane i przewijające się przez różnorodne konferencje nie od wczoraj, nawet nie od tygodni, ale od co najmniej kilku, jeśli nie kilkunastu miesięcy.
Co więcej sam z niego wielokrotnie korzystałem w różnego rodzaju dyskusjach i komentarzach (w myśli, mowie, i pisanym uczynku) - ostatnio badaj w piątek 26 lutego w Polsacie.
Co więcej, jako żywo tekstu in extenso dziennikarzom nie przekazywało nasze biuro.
Z jednej więc strony miło mi, że powstał tekst, który w formie syntetycznej pokazuje rzeczywiste proporcje w podziale marży, wyraźnie dowodząc, że nie handel ma tu największe „frukta" (nie jest bowiem jego tematem ujęcie innych uwarunkowań i kosztów stron kontraktów w łańcuchu), z drugiej jednak nie ubolewam nad rozczarowaniem tych jego czytelników, którzy od dawna wierzą, że lwią część wartości dodanej zawłaszcza handel - oczywiście wielko powierzchniowy. Jest po prostu inaczej - i nie dyskutujmy o faktach.
Na tej kanwie metafora „odgrzewanego kotleta" nie trafia celu. O marżach mówiono w różnej formie i przy różnych okazjach i mówiły o tym osoby polityczne, choć nie był to akurat Minister Sawicki (wystarczy wskazać choćby na przywołaną dyskusję w Polsacie i obecne tam osoby „polityczne").
Kotlet był cały więc czas jakoś tam ciepły, a po publikacji w „D-GP" nieco zaskwierczał, jak „za najlepszych lat" (myślę o wiośnie i lecie 2009, kiedy to wraz z Andrzejem Gantnerem uzasadnialiśmy bezsens urzędowego ustawiania marż i innych parametrów ceny).
Co do kodeksów dobrych praktyk i innych pomysłów na uregulowanie tzw. nieprawidłowości. Moją wykładnią problemu jest stanowisko UOKiKu, którego ulubieńcem przecież branża nie jest - jest za to zbiór zasad gospodarki rynkowej, konkurowania i stosowania obowiązującego prawa. Nie jest nią niestety tryb postępowania innych urzędów.
Otóż (wiem o tym) trwają różnorakie spotkania i konsultacje, dotyczące handlu bezpośrednio. Jakimś dziwnym (czy aby?) trafem organizacje handlowców nie bardzo w nich uczestniczą. Jedni powiedzą, że z lenistwa, a inni - np. ja - z tego powodu, ze nie są zapraszani lub pomimo zaproszenia nie otrzymują materiałów, które otrzymują zaproszone organizacje i firmy producentów.