Czterodniowy tydzień pracy. Czy branża spożywcza jest gotowa?

Czterodniowy tydzień pracy to koncepcja, o której mówi się coraz częściej i wyraźniej. Kolejne firmy w różnych krajach świata wprowadzają to rozwiązanie na stałe. Z raportu Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości wynika, że nie ma odwrotu od skrócenia czasu pracy. Również w Polsce. Czy ta idea miałaby rację bytu w branży spożywczej?

- Firmowy „well-being” wpisany jest w naszą kulturę organizacyjną i strategię zrównoważonego rozwoju. Wiemy, że poprawa jakości życia pracowników ma pozytywny wpływ na ogólną wydajność zespołów. Obawiam się jednak, że rynek nie jest jeszcze gotowy na 4-dniowy tydzień pracy, tym bardziej w okresie obecnej recesji gospodarczej. Choć pomysł jest entuzjastycznie podchwytywany przez stronę podażową rynku, po głębszej refleksji także pracownicy zdają sobie sprawę z negatywnych konsekwencji jego wprowadzenia - wskazuje Leszek Wąsowicz, prezes Helio.

Jego zdaniem rentowność w branży spożywczej spada, więc żadna racjonalnie funkcjonująca firma nie utrzymuje niepotrzebnych etatów.

- Co więcej szczególnie prywatnym przedsiębiorcom nie zależy na „odsiedzeniu godzin” w pracy, tylko wykonaniu określonych zadań. Przykładowo jeżeli dany pracownik czy zespół jest na tyle efektywny żeby wykonać pracę szybciej, nie widzę sensu aby dosiedział do przysłowiowej "16-tej". Z tego też względu w przypadku pracowników biurowych mamy wprowadzone elastyczne godziny pracy. Oczywiście w przypadku pracowników produkcyjnych sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. Trudno tu mówić o wcześniejszym wychodzeniu, ale efektywność nagradzana jest specjalnym systemem motywacyjnym. Jakby tylko było to możliwe ozłociłbym każdego dobrego i uczciwego pracownika nawet jeżeli przychodziłby do pracy raz w tygodniu, ale niestety to tylko utopia - dodaje.

Czterodniowy tydzień pracy w Polsce. Czy to realne?

 

Nastroje konsumenckie

Inflacja, czy pogorszenie nastrojów konsumenckich to wciąż realne siły ekonomiczne, które wpływają na wszystkich.

- Musimy neutralizować ciężar podwyżek dla naszych odbiorców i finalnych konsumentów, a to odbija się na rentowności brutto ze sprzedaży. Nadal bardzo ostrożnie podchodzimy do prób przenoszenia podwyżek na klientów. Przy zmniejszonej realnej sile nabywczej społeczeństwa, liczymy się bowiem z większą cenową elastycznością popytu. Nie spodziewam się jednak załamania popytu na produkty spożywcze. Ludzie zrezygnują z nowego telewizora, wakacji, czy wyjścia do teatru, ale swoje potrzeby będą rekompensować w wydatkach na codziennych drobnych przyjemnościach. Przykładowo w kontekście zbliżającej się istotnej w branży bakaliowej Wielkanocy, optymalizując koszyk zakupowy, konsumenci chętniej sięgną po własnoręcznie przygotowane specjały, niż te z garmażerii, czy cukierni, ale tradycja przygotowywania świątecznych potraw jest niezagrożona. Ze względu na bieżące rynkowe trendy spodziewamy się przy tym dalszego wzmocnienia roli marek własnych sieci handlowych - zapewnia Leszek Wąsowicz. 

Nowi konsumenci z Ukrainy

W ciągu pół roku wojny w Ukrainie liczba konsumentów w Polsce wzrosła o niemal 10%. Czy ta grupa będzie miała w przyszłości wpływ na strategię firm spożywczych działających w Polsce?

- Bez wątpienia wpływa to na strukturę popytu, a w konsekwencji na ofertę i strategię marketingową firm, w tym z branży spożywczej. Myślę, że zmianę tę dostrzegły już nawet dzieci, gdyż gros reklam wzbogacona jest o tłumaczenia na język ukraiński. My także w zachodzących zmianach dostrzegamy potencjał do wzrostu sprzedaży Helio. Pojawienie się nowej grupy konsumentów jest bez wątpienia dla branży spożywczej szansą, należy jednak pamiętać, że każdy biznes ma swoją specyfikę, więc nie wszyscy będą mogli z niej skorzystać. Przed podjęciem inwestycji marketingowych, warto zatem je dokładnie przeanalizować także pod kątem zagrożeń - dodaje Leszek Wąsowicz.

 

Szukasz magazynu do wynajęcia. Zobacz ogłoszenia na PropertyStock.pl