Na 2010 r. do losowania przystąpiło 311 armatorów, a 166 otrzymało prawo połowu. Ci, którzy nie zostali wylosowani, otrzymują za postój w portach rekompensaty pieniężne. Takie rozwiązanie wynegocjował polski rząd z Komisją Europejską. Założeniem projektu był trzyletni system połowów dorszy: wylosowana jednostka może łowić w danym roku, a w dwóch kolejnych stoi w porcie. Takie było założenie, a życie jest... życiem. Przekonuje o tym przykład rybaka z Jarosławca, który dzięki losowaniu łowił dorsze w 2009 r. Teoretycznie więc w 2010 roku powinien stać w porcie. Teoretycznie, bo w praktyce rybak wypływa w morze na dorsze. I - jak zaznacza - nie łamie przy tym przepisów. Jak to możliwe?
- Po prostu zamieniłem się z armatorem, który został wylosowany na 2010 rok. Zgodę na to wyraziło Ministerstwo Rolnictwa - odpowiada Żuchowski, rybak z 30-letnim stażem połowowym, i tłumaczy, że wprowadzenie trzyletniego systemu spowodowało, że część rybaków nie ma teraz załóg. - Ludzie odchodzą z kutrów w poszukiwaniu innej pracy. A ja mam załogę, bo wolę łowić, niż czekać bezczynnie na rekompensaty.
Część rybaków odchodzi z zawodu, przestawiając się na wędkarstwo morskie czy pływanie z wycieczkami lub prowadzenie pensjonatów. Przyjęcie w naszym kraju trzyletniego systemu połowowego to skutek przełowienia dorszy o 100 procent. Tak uznała Komisja Europejska w 2007 roku.
komentarze (0)