Konsolidacja dużych podmiotów w branży mięsnej przyspiesza, co rodzi obawy mniejszych i średnich producentów. Zastrzeżenia całej branży budzą niewystarczające wysiłki ze strony władz w celu odblokowania ważnych rynków eksportowych oraz przybierające coraz bardziej wyrafinowane formy zjawiska protekcjonistyczne - to wnioski płynące z sesji tematycznej "Integracja w branży mięsnej – rynek, perspektywy, wyzwania" w ramach Forum Rynku Spożywczego i Handlu 2017.
Przed rozpoczęciem debaty prezentację "Zintegrowane systemy produkcyjne w przemyśle mięsnym" przedstawił Grzegorz Zadykowicz, Sales Manager Vertical Market Food & Beverage z Mitsubishi Electric Europe.
Pierwsza część debaty poświęcona była zjawisku konsolidacji branży mięsnej. W 2017 roku byliśmy świadkami kilku ciekawych transakcji łączenia sił. Największą z nich było włącznie ZM Silesia do Grupy Cedrob. Wspólnie z Gobarto spółki utworzyły podmiot, który jest największym producentem mięsa w Polsce. O szczegółach transakcji opowiedział Krzysztof Woźnica, prezes zarządu Zakładów Mięsnych Silesia SA.
- Do projektu konsolidacyjnego przymierzaliśmy się od 4-5 lat. Pierwotnie sądziliśmy, że będzie on wyglądał nieco inaczej. Zawsze liczyłem na konsolidację poziomą w ramach podmiotów przetwórczych. Natomiast wydarzenia na rynkach surowcowych, które miały miejsce w 2016 roku, u wielu przetwórców zmieniły optykę patrzenia na konsolidację. Ostatecznie wybraliśmy drogę konsolidacji pionowej, czyli budowania łańcucha od warchlaka i pisklęcia do produktu gotowego. Sytuacja z 2016, kiedy zaczęła mocno drożeć wieprzowina, spowodowała trudność z przełożeniem tych podwyżek na finalną cenę w rozmowach z sieciami handlowymi. To pokazało, że dzisiaj, oprócz innowacji technologicznych i przewagi kosztowej, kluczem do osiągnięcia przewagi konkurencyjnej jest silne zaplecze surowcowe - dodał.
Woźnica zauważył, że po połączeniu Grupy Cedrob z Gobarto i ZM Silesia powstał podmiot, który został liderem rynku.
- Grupa Cedrob w 2017 roku osiągnie przychody rzędu 5,5 mld zł całkowicie polskiego kapitału. Na tym nie poprzestaniemy i chcemy w dalszym ciągu zwiększać te przychody. Do naszego największego w Polsce zakładu w Sosnowcu dołączyły dwa mniejsze zakłady przetwórcze w Ciechanowie i Ciechanowcu. Na dziś łączna produkcja w naszych zakładach to ok. 4 tys. ton miesięcznie wyrobu przetworzonego. Mamy plan, aby w ciągu 5 lat podwoić ten wolumen. W ramach grupy przetwórczej, która znalazła się w spółce Gobarto, rozpoczynamy od przyszłego roku duży proces inwestycyjny, który pozwoli wzmocnić część naszych grup produktowych. Wartością dodaną z tej transakcji jest sektor convenience, w którym my raczkowaliśmy, a Cedrobowi udało się już osiągnąć sporo. Chcemy w niego mocno inwestować, podobnie jak w parę innych grup produktowych - dodał.
Zwolennikiem integracji poziomej jest Witold Choiński, prezes zarządu Związku Polskie Mięso.
- Próbowałem wielokrotnie namawiać firmy do takiej integracji, natomiast pamiętajmy, że integracja na poziomie zakładów wymusza także integrację na poziomie surowcowym. Zakłady, które są liderami i są silne z pewnością wiążą ze sobą również producentów surowca. To ci producenci bardziej perspektywicznie mogą patrzeć w przyszłość poprzez umowy kontraktowe czy inne powiązania z grupą, która, oprócz tego, że odbiera od nich surowiec, daje inne możliwości rozwoju i pewniejszego stąpania w polskich warunkach. Oczywiście, nie unikniemy integracji pionowej, bo są na rynku liderzy działający od wielu lat, którzy reagują na zmiany i z pewnością tego rynku nie oddadzą. Pamiętam, że około 10 lat temu były zawiązki integracji poziomych, które niestety spaliły na panewce - dodał.
Zdaniem Choińskiego Polska, choć nie jest już na samym początku procesów integracji surowcowej i integracji branży, to wciąż pozostaje w tyle za krajami, gdzie procesy te przebiegały zdecydowanie szybciej.
- Przykładem jest Dania, gdzie te procesy postąpiły bardzo dynamicznie, również na rynku surowcowym. Jeszcze parę lat temu było tam 8 tys. dostawców, obecnie jest ich 3,5 tys. Tymczasem w Polsce mamy nadal ok. 200 tys. producentów mięsa wieprzowego. Widzimy, że dużo przed nami. Kto pierwszy zagospodaruje tych dostawców i producentów, ten ma szansę wybić się na lidera i powalczyć o dostawcę. Integracja na poziomie surowcowym daje dużą przewagę, jeśli ktoś ma zaplecze surowcowe. Było to widać na przykładzie rynku drobiarskiego, gdzie wygrywają ci, którzy mają takie zaplecze - dodał.
Ostrożniej do procesów konsolidacyjnych podchodzi Janusz Rodziewicz, prezes zarządu głównego Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy Rzeczypospolitej Polskiej. W jego opinii konsolidacja branży mięsnej odbywa się w sposób niekontrolowany.
- Uważam, że powinniśmy te sprawy bardziej rozstrzygać. Dlatego napisaliśmy list do ministra rolnictwa z apelem o to, żeby powstała debata między przedstawicielami branży mięsnej i żeby w jakiś sposób te sprawy poustalać. Mówię to z punktu widzenia naszej organizacji, która reprezentuje zakłady średnie i mniejsze. Polska ma największy indeks wędlin na całym świecie i boję się trochę, że postępująca konsolidacja zmniejszy naszą tradycyjność i specyfikę wędlin, które produkujemy, a zaczniemy kupować coraz więcej w dużych sklepach i ten asortyment na pewno się zmniejszy. Jestem za tym żeby na ten temat więcej rozmawiać i żeby ta konsolidacja była bardziej przemyślana - dodał.
Odnosząc się do powyższej wypowiedzi Krzysztof Woźnica zaznaczył, że konsolidacja nie jest kontrolowana, ale jedynie w odniesieniu do małych i średnich podmiotów.
- Z punktu widzenia dużych graczy konsolidacja jest kontrolowana. Racja jest w tym, że podmioty małe i średnie zostają z pewnym dyskomfortem z tego względu, że te procesy wśród tych podmiotów nie przebiegają na razie zbyt intensywnie. Głównym asumptem do naszych działań są niskie marże. Decyzje, które podejmujemy wybiegają parę lat w przyszłość. Problemem nie tkwi w branży, tylko w strukturze handlu detalicznego, jaka kształtuje się w Polsce od lat. Kanał nowoczesny, a w szczególności sieci dyskontowe, narzucają taki poziom cen i warunków handlu, że, jako duży podmiot, aby dalej rozwijać się w takim tempie, musieliśmy szukać rozwiązań na szukanie rentowności gdzie indziej. Z punktu widzenia organizacji wewnętrznej i optymalizacji kosztów firmę można wycisnąć na maksa, szukać przewagi w innowacjach, skali. W tym zawsze staraliśmy się być silniejsi od innych. Dziś doszliśmy do tego, że ostatnim miejscem gdzie możemy szukać przewagi jest zaplecze surowcowe - dodał.
Na konsolidację jest jeszcze za wcześnie na rynku dań gotowych i convenience, na którym operuje firma SmakMak.
- Na rynku convenience nie jest obserwowana konsolidacja i to z prostej przyczyny. Chodzi o skalę, wielkości sprzedawanych produktów i działających w tym obszarze firm. Branża convenience rozwija się bardzo szybko i fuzje nie są wykluczone w przyszłości. Na ten moment nie jest o tym głośno w branży, natomiast wraz z biegiem czasu i wraz z rosnącą popularnością tego typu produktów będzie do takich ruchów dochodzić. W rozmowach z odbiorcami krajowymi i zagranicznymi temat optymalizacji kosztów odgrywa dużą rolę. Przy tak niskich marżach będzie to jedyne wyjście. To tylko kwestia czasu - mówił Tomasz Średziński, dyrektor zarządzający firmy SmakMak.
W procesy konsolidacyjne aktywnie zamierza włączyć się SuperDrob. Umożliwi to pozyskanie inwestora mniejszościowego w postaci tajlandzkiego giganta spożywczego CPF. Mówił o tym Jarosław Kowalewski, wiceprezes zarządu ds. strategii i rozwoju, SuperDrob SA
- Chcieliśmy pozyskać partnera, z którym moglibyśmy sprostać wyzwaniom, które przed nami stoją. Przyglądamy się i chcemy inwestować zarówno w moce produkcyjne, jak i integrację. To było główną przyczyną pozyskania jako partnera jednego z największych koncernów spożywczych na świecie, dzięki któremu jesteśmy w stanie planować duże działania. Jesteśmy dużym podmiotem na skalę polską, ale małym w skali europejskiej. Chodzi o to żebyśmy mogli zacząć konkurować w skali europejskiej i zdobywać kolejne rynki. Chcemy inwestować zarówno w zwiększanie mocy produkcyjnych, jak i integrację pionową. Czy to będzie budowa nowych zakładów czy przejęcia - wszystko zależy od tego, co będzie dostępne. Jesteśmy na etapie budowy własnej wytwórni pasz poprzez założoną w 2015 roku spółkę joint-venture z Indykpolem. To nasz krok w stronę integracji. Patrzymy równolegle na rynek produktów gotowych, jak i na cały łańcuch integracji - dodał.
W drugiej części panelu dyskutowano o fuzjach i przejęciach w branży mięsnej.
Krzysztof Woźnica przyznał, że z mniejsze podmioty mają dzisiaj problem, ponieważ istnieje trudność w utrzymaniu rentowności w kontekście oczekiwań rynku, czyli sieci handlowych.
- Rynek tradycyjny się kurczy, np. jeśli chodzi o sieci sklepów mięsnych, które niedawno były podstawowym kanałem zbytu dla wielu zakładów małych i średnich. Zawsze wierzyłem, że lokalni dostawcy będą w stanie się obronić mając własną, dobrze zarządzaną sieć sklepów. My mamy obecnie trzy sieci sklepów i ok. 50 placówek. Widać, że nie jest to łatwy kawałek chleba, choć u nas jest to tylko jeden z kawałków biznesu. Natomiast w przypadku zakładów, które mają trzon sprzedażowy oparty o sklepy, konkurowanie z promocjami w sieciach handlowych jest bardzo trudne - dodał.
Witold Choiński zauważył, że Polska wciąż jest atrakcyjnym rynkiem posiadającym wiele ciekawych firm do przejęcia i konsolidacji.
- Można wymienić kilka, kilkanaście firm, które są łakomym kąskiem do przejęcia i które podejmą ryzyko i wybiorą drogę konsolidacji poziomej albo mogą stać się łakomym kąskiem dla dużych graczy zagranicznych. Dotyczy to zarówno branży drobiarskiej, jak i wołowiny czy wieprzowiny. Zaznaczam, że dotyczy to firm średniej wielkości, które mają dobry standing finansowy. Bo nawet jeśli połączy się dziesięć firm, które mają zły standing to nic z tego nie powstanie - dodał.
Janusz Rodziewicz przyznał, że z niepokojem patrzy na udział kapitału zagranicznego w branży.
- To się różnie rozkłada. W branży mięsa czerwonego tego kapitału zagranicznego jest sporo, moim zdaniem za dużo. Boimy się, że będzie go jeszcze więcej. Uważam, że specyfika naszej produkcji wędliniarskiej, mięs, pieczeni, salcesonów, pasztetów, itp. może na tym mocno stracić. Natomiast zauważmy, że w branży drobiarskiej czy mlecznej można sobie poradzić bez tak wielkiego kapitału zagranicznego. Niepokoję się o zakłady średnie, które w tej chwili pokazywały całą markę polskich wędlin. Kapitał polskich zakładów w dużej mierze wystarczyłby na to, żeby utrzymać produkcję, którą mamy - dodał.
O pozyskaniu inwestora nie myśli póki co firma SmakMak.
- Od samego początku mocno stawiamy na rozwój naszej firmy, zarówno pod kątem poszerzania portfolio produktów, jak i samej organizacji. Nie będę oryginalny gdy powiem, że, podobnie jak branża mięsna, w tej chwili jesteśmy bardziej skierowani ku trendowi convenience. W tej chwili jeśli chodzi o asortyment, który produkujemy i sprzedajemy mamy ugruntowaną pozycję na rynku. Współpracujemy z większością sieci handlowych w Polsce, natomiast nie poszukujemy żadnego inwestora, jednak bardzo uważnie patrzymy na to, co się dookoła dzieje - mówił Tomasz Średziński.
W części eksportowej debaty mowa była o perspektywicznych kierunkach dla polskiego mięsa w kontekście zamykania rynków ze względu na grypę ptaków i ASF.
- Rynek chiński jest ogromny ze względu na swoją specyfikę i rodzaj elementów, jakie kupuje. Jest ogromnym uzupełnieniem dla polskich producentów, ponieważ elementy, które są tanie w Europie, jak skrzydełka czy łapki, tam są poszukiwanymi produktami. Jest to fajne zbilansowanie surowca. Z kolei Japonia to rynek specyficzny wymagający produktów o bardzo wysokiej jakości. Japońscy klienci mają bardzo restrykcyjne wymagania wobec poziomu higieny w zakładzie, samego produktu, opakowań. To niebywale trudny rynek żeby tam się pojawić i żeby japońscy odbiorcy chcieli zacząć kupować produkty z Polski. Do tej pory wiele rynków azjatyckich nie zostało otwartych. Wydaje się, że jest za mała dynamika żeby to szybciej uruchamiać po stronie administracyjnej - mówił Jarosław Kowalewski.
Janusz Rodziewicz zwrócił uwagę, że rośnie ryzyko powrotu grypy ptaków.
- Sprawa ptasiej grypy jest sprawą bardzo trudną. Wydawało się, że pozwolenia eksportowe już wróciły, a znów stoimy pod presją. Oby ptasia grypa w tym roku znów nie zadziałała, bo już były symptomy w innych krajach. To jest czas kiedy trzeba bardzo uważać i przed nią się chronić. ASF dotknął szczególnie nasz program promocji mięsa. Promowaliśmy mięso, które miało być eksportowane do Chin, a jak wiemy Chiny całkowicie zatrzymały import. Walczymy cały czas o regionalizację i nie odpuszczamy tego rynku. Mamy nadzieję, że wrócimy do eksportu do Chin. To bardzo ważna sprawa. Sprzedajemy tam tzw. piątą ćwiartkę, która jest dla nas bardzo opłacalna i podnosi rentowność produkcji całej wieprzowiny. Odnośnie wołowiny wydaje mi się, że nie ma problemów w eksporcie i jest on adekwatny do naszej produkcji. Natomiast jeśli chodzi o drób, powinniśmy się pomodlić żeby ptasia grypa nam tego nie utrudniła - dodał.
Witold Choiński jest zdania, że do odblokowania kluczowych rynków azjatyckich brakuje wyraźnego wsparcia ze strony polskiego rządu.
- Do Chin czy Japonii musi pojechać minimum minister czy premier, który rozpocznie rozmowy i je zakończy. Inaczej te rynki się nie otworzą. Poza tym Chińczycy, gdy prowadzą rozmowy o rynku drobiowym, nie będą rozmawiać o rynku wieprzowym. Wobec tego trzeba zakończyć jedne negocjacje żeby rozpocząć drugie. Tak więc musimy jasno i otwarcie mówić premierowi i ministrowi, że trzeba tam jechać i dokończyć te rozmowy żebyśmy byli krok do przodu, a nie czekali kolejne dwa lata. W Japonii udało się dokończyć rozmowy i wiemy jak było to trudne, bo rynek miał się otworzyć już rok temu. Wsparcie rządowe jest jak najbardziej wskazane i potrzebne - dodał.
O eksporcie, na razie na rynki UE, powoli myśli firma SmakMak.
- Nadchodzi moment, w którym zaczniemy eksportować nasze produkty. Jesteśmy liderem jeśli chodzi o flaczki chłodzone, mamy ugruntowaną, mocną pozycję jeśli chodzi o galaretki. Dlatego głównym klientem, do którego chcemy dotrzeć, jest klient polonijny, który znajduje się poza krajem. Mamy także swoje nowości, produkty spersonalizowane pod kątem innych krajów. Plany eksportowe opierają się na ten moment o sprzedaż na terenie Unii Europejskiej - dodał Tomasz Średziński.
W ostatniej części debaty poruszono temat protekcjonizmów gospodarczych w UE, które często dotykają polskich producentów mięsa.
Prezes ZM Silesia przyznał, że obserwowane dziś w Unii Europejskiej ruchy protekcjonistyczne można podzielić na dwa modele.
- W krajach Europy Środkowo-Wschodniej mamy do czynienia z odgórną presja polityczna żeby spożywać wyroby rodzimych producentów. Natomiast w Europie Zachodniej presji politycznej nie ma. Kupcy w sieciach sami są tego nauczeni. Jadąc do którejkolwiek sieci handlowej w Niemczech na rozmowy, wszyscy zjedzą nasz produkt, wszystkim smakuje, po czym proszą żeby przesłać 3-4 paczki prób, które od razu idą do niemieckiego zakładu żeby ten produkt podrobić. Wynika to nie z odgórnie narzuconej wizji politycznej, tylko sami są nauczeni, że trzeba preferować swój rynek i swoje produkty ponad innych dostawców. U nas jest niekiedy odwrotnie. Chociaż tendencje do polskości produktów i bronienia rodzimego przemysłu zaczynają odżywać. Natomiast bardzo często zachwycamy się tym, co jest z zagranicy, a nieraz mamy rodzime produkty, które są lepsze od zagranicznych - podsumował.
Witold Choiński jest zdania, że protekcjonizmy będą się nasilać.
- Ostatni przykład mieliśmy na rynku włoskim, gdzie producenci zaprotestowali przeciwko polskiemu drobiowi i poprosili rząd o wszczęcie szczegółowych kontroli, ponieważ zauważyli coraz więcej zgłoszeń do RASFF. Nie wzięli tylko pod uwagę, że import wzrósł kilkakrotnie i proporcjonalnie tych zgłoszeń nie było wcale więcej. To są pierwsze próby pokazania własnemu rządowi, że obawiają się Polski jeśli chodzi o import drobiu. Próby protekcjonizmu mieliśmy od wielu lat. Przypomnę, że w 2008 roku angielscy rolnicy wynajęli pseudoekologiczną organizację, która zamieściła ogłoszenie w polskiej prasie, że zatrudni się w zakładzie i udowodni, że w Polsce źle się traktuje zwierzęta. Odpowiedziałem na to ogłoszenie, zostałem wyposażony w ukrytą kamerę w guziku i to będąc już prezesem związku! Zgłosiłem sprawę do wszystkich możliwych władz: ABW, CBA i firma nagle zniknęła. Mimo tego próby są i będą się zdarzały coraz częściej. Ostatnio mieliśmy kilka przykładów różnych organizacji pseudoekologicznych, które nagrywały ukrytymi kamerami to jak traktuje się zwierzęta. Dotyka to kolejnych firm i chcę uczulić żeby zwracać na to uwagę. Na początku te organizacje się nie ujawniają, ale gdy uda im się nagrać jakiś film, gdzie ktoś przypadkowo dotknie świnkę w nie taki sposób jak trzeba, materiał od razu ukazuje się w telewizji, radiu i innych programach. Jest to proces, który będzie postępował - zakończył.
Debatę prowadził Adam Tubilewicz, redaktor serwisu portalspozywczy.pl