Główny Inspektor Sanitarny: Oddzielenie nadzoru od produkcji jest rzeczą świętą
W polskich realiach zdarza się niekiedy, że nadzór nad zakładami produkującymi żywność pełni lekarz weterynarii, który jest jednocześnie zatrudniony w danym zakładzie. Nie jest to korzystna sytuacja - ocenił Główny Inspektor Sanitarny Przemysław Biliński na warsztatach "Fakty i Mity o żywieniu i żywności".

Szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego zwrócił uwagę, że zdarza się, iż lekarz weterynarii waha się czy skrócić okres karencji po podaniu antybiotyków przed ubiciem kurcząt, czy tego nie zrobić. - Takie przypadki zawsze mogą się zdarzyć. Na każdej fermie hoduje się tysiące kur, bądź indyków. Po podaniu antybiotyku, drób obowiązuje okres karencji, aby ich mięso było bezpieczne i nie zawierało pozostałości antybiotyku. Niestety, czasami zdarza się, że normy nie są przestrzegane - podkreślił Biliński. - Młode kurczaki już czekają, więc lekarz weterynarii decyduje się skrócić okres karencji. Czasami podejmowane są wtedy złe decyzje. Pamiętajmy, że ów lekarz jest cały czas zatrudniony w zakładzie - zaakcentował.
Dodał, że oddzielenie nadzoru od produkcji jest „rzeczą świętą". - Dlatego wydaje się, że Minister Zdrowia jest najlepszym koordynatorem systemu kontroli bezpieczeństwa żywności - powiedział Główny Inspektor Sanitarny. - Od wielu lat Minister Rolnictwa chciał przejąć kontrolę nad bezpieczeństwem żywności. Kolejne rządy broniły obywateli przed takim rozwiązaniem, ponieważ zależność między producentem a nadzorem, według nas i standardów światowych jest nie do przyjęcia. Te dwie rzeczy powinny być rozdzielone - stwierdził.


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.