Ukraina, Brazylia, brexit - czarny sen branży drobiarskiej
Rosnący import drobiu z Ukrainy, negocjacje KE z Brazylią i wciąż niepewny scenariusz brexitu to główne wyzwania branży drobiarskiej w połowie 2019 roku w ocenie Krajowej Rady Drobiarstwa-Izby Gospodarczej.

Jak podał na konferencji prasowej Łukasz Dominiak, dyrektor generalny KRD-IG, dane na temat produkcji mięsa drobiowego w Polsce są optymistyczne.
- Po statystykach za I kwartał 2019 r. widzimy, że przyrost produkcji w dalszym ciągu ma miejsce. W 2018 r. wzrost nieco wyhamował (wzrost 1,5 proc. w relacji 2018/17 - przyp. red.), ale widzimy odbicie w I kwartale 2019. Rośnie także eksport. Bilans handlu zagranicznego wygląda tak, że obecnie sprzedajemy zagranicę 20 razy tyle, co importujemy. Zauważalny jest jednak wzrost importu z Ukrainy do Polski, który w stosunku do eksportu nie jest duży, ale podwoił się w porównaniu do stanu z 2015 r. (79 tys. ton w 2018 r.) i po danych z 2019 r. widzimy, że ta tendencja będzie utrzymana - dodał.
Szukasz magazynu do wynajęcia. Zobacz ogłoszenia na PropertyStock.pl
Choć w strukturze eksportu polskiego drobiu dominują kraje UE to wolumenowo największym rynkiem pozaunijnym jest dla nas Ukraina (ponad 23 tys. ton w I kw. 2019), a następnie RPA i Hongkong.
- Pamiętajmy jednak, że towar, który wysyłamy na Ukrainę (np. MOM) jest ok. trzy razy niżej wyceniany niż filety, które stamtąd importujemy. Bilans handlu jest więc niekorzystny. Z kolei problemem z przypadku importu drobiu z Ukrainy jest to, że tamtejsze standardy chowu nie są do końca znane. Kontrola WTO dotyczy bowiem tylko zakładu ubojowego, który może spełniać wymagania unijne, ale nie wiemy co się dzieje z żywcem: czy na fermach są podawane leki, antybiotyki, mączki mięsno-kostne, kwestie obsady, transportu. Każdy ten przepis to koszty, których Ukraińcy nie muszą spełniać. Istnieją wiarygodne raporty, które wskazują, że te koszty są tam dużo niższe. Niestety, nie mamy jasnych systemów znakowania, a dużo mięsa z Ukrainy trafia do gastronomii - dodał Dominiak.
Dyrektor KRD-IG zwrócił uwagę, że Polska wciąż pozostaje jedynym krajem UE z bezpośrednim dostępem do rynku Chin.
- Pamiętajmy, że cena 1 kg mięsa sprzedawanego w Chinach jest stosunkowo wysoka w porównaniu z innymi krajami azjatyckimi. Obecność ASF i spadek podaży wieprzowiny wskazują, że drób może być alternatywą dla Chińczyków. Do Chin może wysyłać obecnie pięć polskich zakładów: 3 kurczęce i dwa indycze. Te pięć zakładów wciąż walczy o poszerzenie asortymentu. Wciąż np. nie możemy wysyłać łapek. Do tego mamy kolejne 20 zakładów, w przypadku których gra toczy się o dopuszczenie do eksportu. Ostatnie sygnały są optymistyczne. Mamy stały kontakt na szczeblu weterynaryjnym. Spodziewamy się w najbliższych miesiącach wizyty chińskich inspektorów w zakładach. W połowie lipca zorganizujemy także szkolenie z udziałem chińskich i polskich lekarzy weterynarii. Stawiamy na budowanie obustronnych relacji - dodał Dominiak.
Najbardziej palącym wyzwaniem dla branży są obecnie negocjacje Komisji Europejskiej w sprawie umowy UE z Mercosur i zwiększenia kontyngentu na import mięsa drobiowego. Więcej na ten temat w najbliższym wydaniu naszego cyklu "Mięso na wtorek".


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.