Maliszewski: Polsko-polska konkurencja jest destrukcyjna
- Jest pierwsza połowa marca i ceny nie wzrastają. Niestety realizuje się scenariusz, który przewidzieliśmy latem 2019 r. Wysokie zbiory w naszym kraju i w całej Europie - w tym szczególnie wschodniej - zmniejszyły nasze szanse eksportowe - mówi Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP.

Sytuacja w sadownictwie jest wciąż daleka od oczekiwań. Wydawać by się mogło, że szanse na jej poprawę stale maleją.
Jest pierwsza połowa marca i ceny nie wzrastają. Niestety realizuje się scenariusz, który latem przewidywaliśmy. Wysokie zbiory w naszym kraju i w całej Europie - w tym szczególnie wschodniej- zmniejszyły nasze szanse eksportowe. Wszyscy dookoła mieli wyższe niż w poprzednich sezonach plony i w pierwszej kolejności zagospodarowują to, co urosło w ich własnych sadach. Nie mają potrzeby importować z Polski. Dane za minione miesiące pokazują, że największym kupcem naszych jabłek był odległy Egipt. Sprzedajemy też sporo do Jordanii i Indii. Kiedyś w ogóle tam nie wysyłaliśmy. Eksport do Rosji praktycznie nie istnieje.
Czy można powiedzieć, ze sadownicy w dalszym ciągu płaca wysoka cenę za rosyjskie embargo? Jest to kolejny trudny dla nich rok.
Jesteśmy tymi, którzy płacą najwyższą cenę za polityczny unijno- rosyjsko- ukraiński konflikt. Embargo ma podwójnie zły skutek. Po pierwsze nie możemy nadal sprzedawać bezpośrednio, a po drugie niezmiernie dynamicznie rozwija się produkcja sadownicza w Rosji i krajach z nią współpracujących, a więc zakazem nie objętych - Białorusi, Mołdawii, Serbii i w samej Rosji. Obrazem błędnej polityki w tym zakresie jest to, że Polska w roku ubiegłym zaimportowała z Federacji Rosyjskiej ponad 13 mln ton węgla, a nie sprzedała bezpośrednio tam nawet kilograma jabłek.
Więcej czytaj na www.sadyogrody.pl.


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.