Chociaż w szkołach prowadzone były ogólnopolskie programy promujące prawidłowe nawyki żywieniowe wśród uczniów, nie zatrzymały one epidemii otyłości. Nieskuteczność programów potwierdziła m.in. Najwyższa Izba Kontroli, która w raporcie z 19 września br. wytknęła im szereg błędów. Kontrolę przeprowadzono w 20. szkołach oraz 10. urzędach gmin z województw: lubelskiego, małopolskiego, mazowieckiego, podlaskiego i kujawsko-pomorskiego.
Okazało się m.in., że w skontrolowanych szkołach w roku szkolnym 2015/2016 odsetek uczniów z nieprawidłową masą ciała wyniósł aż 22 proc. W ciągu czterech lat (od 2012 do 2016 r.) wzrósł on o ponad 5 proc. Najszybciej wzrastał odsetek dzieci otyłych (o 3,3 proc.) oraz z nadwagą (o 1,5 proc.).
Czy nie jest przypadkiem tak, że bez wsparcia rodziny, dobrych strategii aktywności ruchowej w szkołach i całej palety innych czynników wpływających na masę ciała, nawet najlepsze programy żywieniowe w szkołach będą nieskuteczne?
Problem słabej efektywności tychże dostrzegł nie tylko NIK. Widzą go też zapytani przez Rynek Zdrowia o ocenę eksperci.
Według NIK skuteczność programów osłabiała m.in. dostępność niezdrowych produktów w części sklepików szkolnych czy też podawanie uczniom w szkole obiadów ze zbyt wysoką zawartością białka, tłuszczów, węglowodanów oraz nadmierną ilością sodu.
NIK zwracał uwagę, że pomimo iż w objętych kontrolą szkołach corocznie prowadzono badania BMI (wskaźnik masy ciała), to żadna z nich nie przekazywała tych wyników do organu prowadzącego. Zdaniem Izby taka sytuacja uniemożliwiała ocenę, czy działania są odpowiednie do aktualnych problemów, a także czy realizowane programy są skuteczne.
Według NIK skuteczność programów żywieniowych „Mleko w szkole” i „Owoce i warzywa w szkole” osłabiało przede wszystkim niezrealizowanie jednego z podstawowych założeń, czyli spożywania otrzymanych produktów na terenie szkoły. Według oświadczeń rodziców, owoce i warzywa na terenie szkoły zawsze spożywało zaledwie 10 proc. uczniów, a mleko 12,5 proc.
- Znam ten problem z własnego doświadczenia. Często zdarzało się, że córka przynosiła dodatkowe porcje owoców lub warzyw, które dostawała od innych dzieci. Finalnie korzystała na tym nasza domowa świnka morska, które je zjadała - mówi nam dr Paweł Matusik z Katedry i Kliniki Pediatrii i Endokrynologii Dziecięcej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.
Więcej na www.rynekzdrowia.pl
Szukasz magazynu do wynajęcia. Zobacz ogłoszenia na PropertyStock.pl

komentarze (0)