Jakie wyzwania stoją obecnie przed polskimi producentami żywności, jeżeli chodzi o gospodarkę w obiegu zamkniętym?

To jeden z najważniejszych tematów dla branży spożywczej. Wiąże się zarówno z tym, co nazywamy śladem węglowym, śladem wodnym, ale przede wszystkim wiąże się z gospodarką odpadami opakowaniowymi, a przemysł spożywczy jest dosyć dużym wprowadzającym opakowania do obiegu – dotyczy to zarówno opakowań plastikowych, kartonowych jak i innych.

Istnieją dwie dyrektywy Unii Europejskiej – pierwsza z nich dotyczy rozszerzonej odpowiedzialności producenta, druga ma nazwę "Single Use Plastics". Pierwsza z nich jest dyrektywą szeroką, która określa, kto za co jest odpowiedzialny, jeśli chodzi o odzysk i recykling opakowań. A są za to odpowiedzialni producenci, czyli wprowadzający. Trzeba będzie zbudować system w UE, w tym w Polsce, dzięki któremu producenci będą finansowali odzysk i recykling opakowań – będzie to ich odpowiedzialność, ale też będą odpowiadali za edukację – czyli z pieniędzy wpływających do systemu będzie trzeba również edukować konsumentów.

Są to potężne obciążenia, które będą musieli ponieść przedsiębiorcy, więc najważniejsze dla przemysłu spożywczego jest zbudowanie systemu zgodnie z zaleceniami dyrektywy. A dyrektywa mówi wyraźnie, że system powinien być ekonomicznie uzasadniony, czyli, żeby opłaty nie były wyższe niż potrzeba do działania tego systemu.

Z drugiej strony system musi  być transparentny dla przedsiębiorców, żeby wiedzieli, skąd się biorą opłaty i żeby mogli w jakikolwiek sposób kontrolować użycie tych pieniędzy. Ważne jest również, aby system zapewniał dostęp do surowców pochodzących z recyklingu, ponieważ nie chodzi tylko o to, żeby sfinansować system odzysku recyklingu, ale również o to, że skądś ten recyklad trzeba wziąć. W dyrektywach są zapisane poziomy surowców pochodzących z tego recyklingu, tzw. recyklantów, np. w butelce PET – ten poziom wynosi 35 proc.

I to jest cała trudność, żeby system z jednej strony odciążał konsumentów, czyli przedsiębiorcy poniosą większość opłat związanych z recyklingiem, ale z drugiej strony, żeby faktycznie przedsiębiorcy mieli dostęp do tych surowców, bo jeżeli nie, to po pierwsze okaże się, że będziemy płacić olbrzymie kary, mimo, że już zapłaciliśmy opłaty, z drugiej strony będziemy mieli problemy z wprowadzeniem opakowań na rynek, ponieważ nie będziemy spełniać wymogów unijnych.

Dyrektywa Single Use Plastics mówi natomiast nie tylko o tym, że nie będzie można stosować plastikowych słomek, tacek i innych tego typu rzeczy, ale określa również poziomy zbierania butelek np. PET i poziomy użycia recyklatu. I to jest bardzo ważne, ponieważ te poziomy w ciągu siedmiu lat wzrosną do 90 proc., w związku z tym tyle butelek będzie musiało być zebranych w danym kraju z rynku i poddane recyklingowi.

To są potężne wyzwania, przed którymi stoi zarówno przemysł jak i administracja państwowa. Można powiedzieć, że albo nam się uda zbudować system efektywny finansowo i taki, który kosztami nie zniszczy polskich przedsiębiorców i wtedy utrzymamy konkurencyjność zarówno na rynku wewnętrznym jak i na rynkach eksportowych albo niestety system będzie bardzo drogi i wtedy poważnie ucierpi konkurencyjność polskich przedsiębiorstw. To jest temat numer jeden na najbliższe kilka lat dla branży spożywczej.

Przedsiębiorcy już się do tego przygotowują?

Niektórzy tak, część firm już wprowadziła opakowania, w których udział recykladu jest duży, niektórzy mają butelki, które w 100-proc. można poddać recyklingowi, część z nich używa już recyklingowych surowców, ale jeżeli chodzi o skalę, to jeszcze jest stanowczo za mała.

Już w 2024 roku wchodzi obowiązek, według którego butelki, które wprowadzimy na rynek – do napojów i produktów mleczarskich – będą musiały mieć na trwałe przyczepione nakrętki. Dla kogoś, kto nie zna się technologii, może wydawać się to proste, natomiast tak naprawdę wiąże się to z koniecznością dokonania inwestycji w zmianę linii produkcyjnej.

To są nowe koszty. Powstaje pytanie, czy będą nimi obciążeni przedsiębiorcy czy też inne podmioty łańcucha dostaw, np. konsumenci?

Szacuje się, że cały przemysł żywnościowy Unii Europejskiej tylko z powodu tego jednego obowiązku będzie musiał wydać ok. 8 mld euro na modyfikację i modernizację linii produkcyjnych. Jeśli do tego dodamy, że trzeba będzie zużyć dużo więcej plastiku, bo ok. 210 tys. ton plastiku będzie więcej tylko z powodu tego obowiązku – widać skalę wyzwań. Właściwie każdy, kto w tej chwili kupił linię lub planuje rozwój biznesu, musi uwzględnić te regulacje, bo 2024 rok będzie już niedługo i albo firmy dostosują się do zmian albo nie będzie można wprowadzić produktu na rynek.

Widać więc z jednej strony duże koszty i utrudnienia, z drugiej czasem absurdalne sytuacje, ponieważ ci, co to prawo konstruowali, chcieli spowodować, żeby nakrętki nie zostały wyrzucane do śmieci, ale z drugiej strony tak naprawdę spowodowali, że zużycie plastiku będzie większe. Dodatkowo trzeba będzie nakrętki odcinać z butelek, ponieważ plastik w butelkach jest inny niż w nakrętkach i nie można go poddać temu samemu recyklingowi.

Tak więc proces dochodzenia do gospodarki o obiegu zamkniętym, w którym jak najmniej się marnuje, jak najmniej jest odpadów i wszystko staje się ponownym surowcem – jest naprawdę bardzo trudny. A w przemyśle spożywczym jest to tym trudniejsze, że cokolwiek nie poddamy recyklingowi i nie będziemy próbowali użyć w ponownym opakowaniu, to musi być bezpieczne dla konsumentów, czyli dopuszczone do kontaktu z żywnością. I to jest jeszcze większy problem niż mają inne branże, które tych wymagań nie muszą spełnić.