Prezydenckie ambicje byłego prezesa Starbucksa mogą ułatwić reelekcję Trumpa (analiza)
Były prezes Starbucksa - miliarder Howard Schultz zamierza ubiegać się o urząd prezydenta USA w wyborach w 2020 r. Ma minimalne szanse, ale swoją kandydaturą może ułatwić reelekcję Donalda Trumpa.
Schultz oznajmił, że rozważa start w wyścigu do Białego Domu, w wywiadzie dla programu telewizji CBS "60 Minutes". Powiedział, że kłopoty Ameryki dadzą się rozwiązać pod warunkiem odejścia od "partyjnej polityki", tj. jeśli Amerykanie odmówią poparcia kandydatom z Partii Republikańskiej (GOP) i Partii Demokratycznej. Za najważniejszy problem kraju uznał rosnący dług 21,5 biliona dolarów.
W historii USA wyborów prezydenckich nie wygrał jeszcze żaden polityk spoza jednej z dwóch głównych partii, nie licząc pierwszego prezydenta George'a Washingtona, który formalnie ubiegał się o urząd jako niezależny, ale miał pełne poparcie federalistów. Dwupartyjny system powstał na samym początku amerykańskiej państwowości, kiedy o Biały Dom walczyli federaliści i antyfederaliści, czyli Partia Demokratyczno-Republikańska. Obecny układ - Demokraci versus Republikanie - ukształtował się w połowie XIX stulecia.
Spośród kandydatów "trzeciej" partii najbliżej wygranej był w 1912 r. Theodore Roosevelt, kandydat utworzonej przez siebie Partii Progresywnej. Uzyskał on 27,4 proc. głosów, ale przegrał z Demokratą Woodrowem Wilsonem. W 1992 r. miliarder Ross Perot zdobył 19 proc. głosów bezpośrednich, ale żadnego elektorskiego, a te ostatnie decydują o wyniku. System stwarza szereg barier dla kandydatów niezależnych, np. dominującą w wyborach w poszczególnych stanach zasadę "zwycięzca bierze wszystko" (w tym wypadku głosy elektorskie) i dopuszczenie do debat telewizyjnych tylko tych kandydatów, którzy według sondaży mają poparcie co najmniej 15 proc. wyborców.
65-letni Schultz deklaruje się jako centrysta, ale zawsze był Demokratą - popierał i sponsorował wszystkich kandydatów tej partii. Występował przeciw cięciom podatków od korporacji i najbogatszych obywateli, uchwalonych przez republikański Kongres za rządów Trumpa, potępia rosnące nierówności dochodów i krytykuje obecnego prezydenta za blokowanie wjazdu do USA uchodźcom. Kawiarnie Starbucksa to ulubione miejsce pracy przy laptopie młodych, wykształconych Amerykanów - elektoratu Partii Demokratycznej.
Miliarder z Seattle (siedziba centrali Starbucksa), którego majątek szacuje się na 3,5 mld dolarów, krytykuje pomysły polityków lewego skrzydła tej partii, takie jak darmowe wyższe studia na publicznych uniwersytetach, powszechne ubezpieczenia zdrowotne finansowane z podatków czy podwojenie płacy minimalnej. Uważa, że powiększą one dług publiczny, i mówi, że dlatego zrywa z Demokratami. Radykalne postulaty w duchu socjalistycznym wysuwają czołowi pretendenci partii do nominacji prezydenckiej, w tym Kamala Harris, Bernie Sanders czy Elizabeth Warren, i zyskują one coraz większą popularność w USA.
