Batalia o nazewnictwo produktów roślinnych

Jak tłumaczy Marcin Tischner, Corporate Engagement & Sustainability Specialist ProVeg Polska, w związku ze zwiększonym zainteresowaniem konsumentów/ retailerów roślinnymi alternatywami mięsa/nabiału, pojawiają się coraz liczniejsze postulaty ze środowiska branży mięsnej i nabiałowej dot. wprowadzenia ograniczeń w nomenklaturze tych produktów.

- Od kilku lat określenia takie jak "mleko", "masło" i "ser" są już zakazane na poziomie europejskim na produktach, które nie są pochodzenia zwierzęcego. Z kolei na przełomie 2019/2020, w Komisji Europejskiej trwały dyskusje dot. poszerzenia dotychczasowych obostrzeń w odniesieniu do roślinnych alternatyw nabiału oraz wprowadzenia obostrzeń w nazewnictwie dot. roślinnych alternatyw mięsa. Obie te propozycje zostały odrzucone. Wydawać by się mogło, że skoro UE doszła do konsensusu w tej sprawie, to można ją uznać za zamkniętą. Jednak, jak pokazują najnowsze francuskie przepisy, batalia o nazewnictwo produktów roślinnych może jeszcze trwać w pojedynczych państwach - pisze Marcin Tischner.

Czemu ma służyć ta zmiana? 

- Zwolennicy zakazu wskazują przede wszystkim na "przejrzystość informacji dla konsumentów". Konsumenci jednak nie wydają się być wprowadzani w błąd obecnym nazewnictwem. Podkreśla to chociażby BEUC (organizacja parasolowa dla 46 niezależnych organizacji konsumenckich z 32 krajów), której celem jest ochrona praw europejskich konsumentów. W swoim stanowisku wskazuje m.in. - wskazuje Corporate Engagement & Sustainability Specialist ProVeg Polska.

Tischner przytacza, że badanie konsumentów dotyczące stosunku do zrównoważonej żywności przeprowadzone przez BEUC [...] wykazało, że większość konsumentów nie wydaje się być zaniepokojona nazewnictwem wegetariańskich "burgerów" lub "kiełbasek", o ile produkty te są wyraźnie rozpoznawalne jako wegetariańskie/wegańskie.

- Stosowanie kulinarnych "mięsnych" nazw na produktach roślinnych (takich jak "stek", "kiełbasa", "burger") ułatwia konsumentom zorientowanie się, w jaki sposób włączyć te produkty do posiłku i jako takie nie powinno być zakazane.
Hasła typu "mleko sojowe", "wege burger", "kiełbaska roślinna", "pasztet z soczewicy" ułatwiają konsumentom zrozumienie czego mogą spodziewać się po produkcie i jak z niego korzystać. W naszym języku nie jest to zjawisko niespotykane. Korzysta z niego nawet branża mięsna tworząc "chipsy mięsne", "frytki z kurczaka" czy "szynkę drobiową" (szynka to "wyrób garmażeryjny pozyskiwany z tuszy wieprzowej") - pisze.

Zaraz "mięsnych" nazw w produktach roślinnych. Konsekwencje

Co te zmiany oznacza dla branży spożywczej?

Zdanie przedstawiciela ProVeg to przede wszystkim zamieszanie: francuskie przepisy nie eliminują "wege kiełbasek" z francuskich półek sklepowych, ponieważ dotyczą one tylko i wyłącznie produktów pochodzących z Francji. Wprowadzone przepisy nie obejmą produktów importowanych. Oznacza to jeszcze większą mnogość określeń używanych we Francji dot. wege produktów.

Oznacza to także niepewność: czy podobne przepisy wejdą w życie w innych krajach? W jaki sposób będą się od siebie różnić? Na te pytania nie mamy teraz odpowiedzi, a są one bardzo istotne dla firm, które wprowadzają na rynek roślinne alternatywy produktów odzwierzęcych (zwłaszcza w handlu międzynarodowym)

To także wyższe koszty: dla producentów żywności wege, a w związku z tym dla sieci handlowych i konsumentów. Mam tutaj na myśli koszty związane chociażby z potrzebą ponownego oznakowania istniejących produktów, rebrandingiem, pomocą prawniczą itp.

- Poza tymi trzema punktami, zmiany w nazewnictwie najprawdopodobniej... nie oznaczają nic więcej. Roślinna rewolucja trwa i to "ukąszenie" ze strony branży mięsnej/nabiałowej nie powstrzyma jej. Pokazuje to chociażby przykład mleka roślinnego, które pomimo obostrzeń w nazewnictwie, w dalszym ciągu notuje znaczące wzrosty sprzedaży - podsumowuje Marcin Tischner.